wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział 2 "Zniszczone marzenia"

Obudziło mnie trzaśnięcie drzwi w pokoju obok, czyli Zayn nie śpi. Chodził po domu, prawdopodobnie czegoś szukał, tylko nie wiem czego i czemu.
Jęknęłam cicho, wyciągając dłoń w kierunku szafki nocnej, na której położyłam mój telefon. Nacisnęłam odpowiedni guzik i ekran podświetlił się, ukazując moją tapetę, czyli zdjęcie uśmiechniętego Malika z 2012 roku.
Mimowolnie uniosłam kąciki ust, wpatrując się w obraz, na którym jego oczy zwężają się, tak, że prawie ich nie widać, okolice ust pokrywają się lekkimi zmarszczkami, a język próbuje wydostać się z ust, ale napotyka zęby i tylko kawałek wystaje poza nie.
Zmusiłam się, żeby oderwać od tego wzrok i przenieść go na godzinę. Dochodziła dwudziesta druga, a ja nie spałam.
Odłożyłam telefon i położyłam się na plecach, wpatrując w sufit.
Co ja mam robić.
Nie wolno mi wyjść z pokoju po dwudziestej, chyba że…
On nawet nie zobaczy, że wyszłam z pokoju.
Siedzi teraz u siebie, pewnie zaraz pójdzie spać, to czemu nie wykorzystać okazji?
Uśmiechnęłam się szeroko, sama do siebie. Gdyby ktoś mnie teraz zobaczył, uznałby mnie za chorą psychicznie. A może nie jestem też taka w stu procentach normalna, bo zgodziłam się na udawany związek z moim idolem.
Wstałam z łóżka, cicho odrzucając kołdrę i powoli kładąc nogi na podłodze, żeby tylko nie skrzypiała i nie zdradzała moich planów.
Mam nadzieję, że Zayn nie ma wyczulonego słuchu, tylko dlatego, że mnie teraz pilnuje, a zapewne olewa mnie i daje wolną rękę, a jego opieka pozostaje przy tym, żeby nie wychodzić z domu bez jego pisemnej zgody.
Możliwe, że założy kamery obok wejścia, albo jakiś czujnik przy moim pokoju, a ten wykrywacz czy jak można to nazwać umieści sobie na nadgarstku i będzie wiedział kiedy się gdzieś ruszam.
Na razie (na szczęście) na to nie wpadł i jestem zadowolona, bo mój plan może wypalić.
Podeszłam powoli do jednej z moich toreb, które zostawiłam obok szafy, ale z powodu mojego braku zainteresowania po całym dniu dziwnych zdarzeń, postanowiłam je rozpakować jutro.
Powoli rozsunęłam torbę i przygryzłam wargę, próbując zrobić to jak najciszej, żeby tylko nie zwrócić jego uwagi.
Nawet jak zwrócę jego uwagę rozsuwaną torbą, mogę mu wmówić, że szukam piżamy, a on to zapewne łyknie, bo będzie na tyle mało rozmowny, żeby w to się pakować i wyjdzie mi to na dobre.
Wyjęłam jedną z sukienek, takich do połowy uda, muszę przyznać, lubię ją i to bardzo.
Jest taka odpowiednia, ale… na lato.
Mamy zimę, a w Londynie jest zimniej niż w Kalifornii, więc muszę znaleźć coś innego.
Przegrzebałam zawartość torby i na samym dnie znalazłam jedne spodnie, takie w sam raz na zimę.
Założyłam te spodnie, wyjęłam jedną z bokserek i jakąś szarą bluzę na to. Przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że wyglądam, nawet, nawet.
Teraz trudniejsza część zadania – wymykanie się.
Kilka razy wymykałam się z domu, ale to nie było coś w tym rodzaju, że jak mnie przyłapią to spiorą na kwaśne jabłko, albo zgwałcą, czy coś gorszego. Nawet wolę nie myśleć, co może mi zrobić gdy mnie przyłapie.
Wzięłam głęboki oddech i skinęłam lekko głową.
Spakowałam wszystkie rozwalone rzeczy do torby, kilka koszulek zwinęłam w kulkę i położyłam na poduszce, pozostałe które zostawiłam położyłam pod kołdrą, żeby to wyglądało jak ja, gdy śpię.
Na filmach to niby działało, a ja mam nadzieję, że on będzie na tyle nawalony, że jak wejdzie tutaj to nie rozpozna tych szmat, tylko będzie myślał, że to ja.
Uśmiechnęłam się pod nosem, przyglądając swojemu dziełu i muszę przyznać, było w miarę dobre, żeby go zmylić.
Część zmyłka, zakończona sukcesem.
Teraz część ucieczka.
Cicho podeszłam do drzwi i przystawiłam do nich ucho, nasłuchując czy aby nie chodzi po korytarzu. Po chwili bezczynnego stania z uchem przy drzwiach jak jakaś idiotka stwierdziłam, że go nie ma i postanowiłam wyjść z pokoju.
Otworzyłam powoli drzwi, próbując, żeby nie skrzypiały, chociaż w tym domu chyba wszystko skrzypi, nawet właściciel.
Dom jest zadbany od zewnątrz i to jak cholera, to jest taka wielka willa, z przodu wielkie schody, po bokach kolumny, wielki dom, który ma kilka pięter, ale nie znam przejścia na kolejne, więc siedzę tylko na pierwszym.
A w środku… wygląda jak melina pijaka, chociaż Zayn może być uznawany za alkoholika. Zabraniał mi wejść do swojego pokoju, co mogę tam znaleźć?
Pewnie jakieś sterty pustych puszek po piwie, albo butelek po piwie, albo winie, w zależności co pił.
Nie mam zamiaru teraz tam iść, zwłaszcza, że mogę się na niego natknąć.
Uderzyłam się w czoło i szybko podeszłam do szafki nocnej. Wzięłam telefon i wsadziłam go do kieszeni spodni, bo jak będę chodzić po Londynie bez mapy?
Pokiwałam głową i wyszłam z pokoju, rozglądając się nerwowo po korytarzu.
Na szczęście na schodach był rozłożony dywan, więc nie będzie tak źle ze skrzypieniem.
Usłyszałam kroki w jego pokoju i spanikowana zbiegłam na dół, zahaczając nogami o wystające części dywanu.
Na korytarzu szybko ubrałam buty i narzuciłam kurtkę na ramiona po czym wybiegłam z domu i pobiegłam prosto przed siebie w ciemne ulice stolicy Wielkiej Brytanii.
***
Po zwiedzeniu kilku zabytków, zobaczenia London Eye, Big Ben’a i innych postanowiłam udać się do jakiegoś klubu.
Na mapce widniało ich wiele, ale postanowiłam iść do jakiegoś blisko jego domu, żeby w razie potrzeby jakoś szybko uciec czy coś.
Klub był mały, nawet na mapce był zaznaczony jako jeden z mniejszych, ale jakże przestronny zważając na to, że bawiło się tutaj około dwustu osób, a nadal było miejsce.
Neonowe światła biły po oczach i musiałam dobrze uważać, żeby nie wpaść na parkiet. Był on osadzony poniżej poziomu podłogi, prowadziły na niego dwa małe schodki, był wyłożony parkietem w jasnych kolorach, który co jakiś czas odbijał światła reflektorów z sufitu.
Przeszłam prawie po ścianie obok zalanych ludzi, którzy właśnie ściany wybrali sobie na miejsce schadzek i o ocierania się o siebie.
To troszkę niezręczne, ale jak ktoś tak lubi, to niech tak robi.
Dostałam się do baru, przy którym siedział jakiś chłopak z ciemnymi włosami na oko dwadzieścia lat i dziewczyna – blondynka z włosami związanymi w kucyk, na oko dziewiętnaście.
Usiadłam obok nich i zamówiłam drinka. Zaczęłam kręcić się na krześle, kiedy poczułam, że ktoś mnie obserwuje.
Zaczęłam się lekko rozglądać, a na moim policzku zagościła gęsia skórka, odwróciłam się więc w prawo i…
Kurwa.
Spaliłam po całości.
Dziewczyna trajkotała w najlepsze, a ten ciemnowłosy chłopak wpatrywał się we mnie popijając piwo.
Przełknęłam ślinę i złapałam się za policzki, które już teraz były czerwone.
Po jego wzroku mogłam wywnioskować, że ma dla mnie karę i to okropną karę.
Zayn odstawił piwo na blat i przeprosił dziewczynę, która wciąż nawijała, co jakiś czas strzelając gumą do żucia.
Zszedł z krzesełka i widziałam, że ma zamiar iść w moją stronę, więc odwróciłam się przodem do barmana i posłałam mu lekki uśmiech.
On tylko skinął głową i uniósł kącik ust, stawiając przede mną drinka.
Chciałam się napić, ale poczułam mocne szarpnięcie, które ściągnęło mnie z krzesła prosto w ramiona wściekłego Malika, ciskającego pioruny z oczu.
Uśmiechnęłam się słabo i zachichotałam nerwowo, a on tylko zacisnął palce na moim ramieniu i prawie powlókł w stronę toalet.
Jeśli jego kara to spuszczenie głowy w męskim kiblu to dam radę, ale jeśli ma zamiar mnie bić mopem, to podziękuję, chyba że chce się jeszcze ostrzej zabawić i mnie zgwałci na umywalce.
W korytarzu obok toalet też było pełno mizdrzących się par, które praktycznie się połykały.
Zaśmiałam się pod nosem, przypominając sobie gif, jaki kiedyś widziałam, jak dwie ryby się prawie zjadały z podpisem „pary XXI wieku”.
- Z czego się śmiejesz? – syknął Malik, przyciskając mnie do ściany pomiędzy drzwiami toalet.
- Przypomniał mi się gif – wzruszyłam jedynie ramionami, przez co zostałam mocniej przyparta do ściany.
- Nie pyskuj – zacisnął zęby, a ja wywróciłam oczami.
- Śmieję się z tej twojej blondi, która teraz załamuje się, bo poszedłeś pieprzyć mnie do kibla – uśmiechnęłam się słodko, trzepocząc rzęsami.
Zamyślił się na chwilę po czym uniósł rękę zapewne, żeby mnie uderzyć.
Złapał mój podbródek w palce i zaczął oglądać uważnie moją twarz. Kiedy skończył uniósł moją głowę i bez ostrzeżenia wpił się w moje usta.
Pisnęłam i odepchnęłam go, dodatkowo uderzając w policzek.
Syknął cicho, łapiąc się za obolałe miejsce i oblizując usta.
- Nie jesteś łatwa – mruknął po chwili, zaciskając dłonie na mojej bluzie. – Ale ja lubię takie jak ty – uniósł lekko brew, skanując mnie wzrokiem. – Zadziorne, seksowne dziewczyny, które nie dają się za pierwszym razem – pokiwał głową, gładząc dłońmi moje boki. – Kiedyś będziesz moja, czy tego chcesz, czy nie. Na razie, mam inne, a ty musisz to akceptować. Będę je przyprowadzał do domu, będziesz słuchać ich jęków i tego jak proszą o więcej, będziesz chciała być na ich miejscu.
- Przestaniesz paplać jak cię pocałuję? – mruknęłam, unosząc brew, a on tylko zaśmiał się cicho.
- Tak, pocałunki pomagają, ale nie od ciebie. Od ciebie są mdłe, takie jak ty. Może jesteś seksowna, przynajmniej podejrzewam, że jesteś, chociaż jak chodzisz w workach na śmieci to tego nie widać.
Zacisnęłam zęby i znów go uderzyłam, tym razem w drugi policzek.
- Tylko dlatego, że nie chcę się pieprzyć z pierdolonym kasanową którym jesteś, nie oznacza, że jestem mdła. Nie jestem taka jak twoje dziwki i nigdy nie będę. Może kiedyś mnie zdobędziesz, ale nie zrobisz ze mnie taniej, pustej lalki – syknęłam i wyrwałam się z jego uścisku, pospiesznie idąc do baru.
Jego wcześniejsza znajoma jeszcze tam siedziała, kiedy przechodziłam obok popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się lekko.
- Jak było? – spytała, upijając łyk drinka.
Wzruszyłam lekko ramionami.
- Nijak, nie zrobił mi nic – mruknęłam pijąc swojego drinka.
Dziewczyna zmarszczyła lekko brwi, analizując moje słowa. Odstawiła szklankę i popatrzyła na mnie badawczo.
- Wiesz, że on nigdy nie odpuszcza? A jeśli dał ci spokój, to znak, że jesteś dla niego kimś więcej – pokiwała lekko głową. – On jest typem, który nie daje za wygraną, kiedy czegoś chce. Widziałam jego wzrok, myślałam, że po tym nie będziesz mogła siedzieć, a tutaj on nie wraca, a ty jesteś jeszcze bardziej wściekła niż on był – pokręciła głową, mrużąc wzrok. – Co zrobił?
- Chciał się do mnie dobierać, pocałował mnie, odepchnęłam go, strzeliłam z liścia, zaczął mnie wyzywać, to znowu mu strzeliłam i przyszłam – wzruszyłam ramionami, a dziewczyna prawie zakrztusiła się drinkiem.
- Uderzyłaś go? – wytrzeszczyła na mnie oczy, a ja niewinnie wzruszyłam ramionami.
- Tak, a co? – uniosłam brew, a dziewczyna przetarła twarz.
- Skoro jeszcze żyjesz to musisz być kimś ważnym – pokiwała głową, kończąc swojego drinka. – Tak właściwie to jestem Ellie, jego znajoma – uśmiechnęła się lekko, podając mi dłoń, którą przyjęłam i uścisnęłam lekko.
- Victoria, ale wszyscy mówią mi Tori – posłałam jej uśmiech, który odwzajemniła.
***
Fuknęłam pod nosem, kiedy wyprowadzał mnie z klubu, sam się zataczał, ale prowadził mnie, to tak dziwnie wyglądało, ale raczej nic nie mogłam z tym zrobić.
Prowadził mnie ulicami do domu i burczał coś pod nosem, zapewne dlatego, że stracił orientację w terenie i wyprowadził nas do centrum miasta zamiast na przedmieścia.
Czasami dziwię się sobie, że to właśnie on – teraz nachlany prawie do nieprzytomności dupek, który chciał mnie zgwałcić – jest moim idolem.
Ale urzekł mnie, bo to prawda.
Urzekł mnie swoim wdziękiem, swoim głosem, swoim zachowaniem, ale to było na początku zespołu, ja teraz nie poznaję tego chłopca w bejsbolówce.
Gdzie jest bejsbolówka? Kolorowe rurki, które wisiały i odsłaniały jego bokserki? Gdzie są buty z Nike, których miał multum? Gdzie jest grzywka? Gdzie jest uśmiech?
Bejsbolówkę zastąpiła skórzana kurtka, która dodaje mu uroku niegrzecznego chłopca. Kolorowe rurki zastąpiły zwykłe czarne spodnie, czasami rurki, czasami nie. Buty z Nike? Nosi, ale tylko Air Maxy, albo nosi jakieś zwykłe glany. Grzywka? Stoi na baczność ustawiona przez chyba pół słoiczka żelu, który wylał na włosy. A uśmiech? Zasłania go fajka, albo broda, która rok temu skomponowana z ciemnym golfem zasłoniła mu szyję. Teraz jestem z niego dumna, ogolił się.
- Może ja nas zaprowadzę do domu? – mruknąłem, kiedy rozglądał się po ulicach.
- Dobra – fuknął pod nosem, a ja złapałam jego dłoń i pociągnęłam w stronę domu. – Ale nie myśl, że coś tym wskórasz.
Wywróciłam oczami na jego groźby, chociaż możliwe, że coś może mi zrobić, tylko pytanie – co?
Ulice były dobrze oświetlone, ale on nadal potykał się o własne nogi, albo o chodnik.
Pijany dekiel.
Westchnęłam cicho i zerknęłam na niego.
- Daj mi klucze do domu – mruknęłam, wyciągając do niego dłoń.
- Znajdź sobie – zaśmiał się pod nosem, a ja bez niczego włożyłam dłoń do tylnej kieszeni jego spodni i wyjęłam pęk kluczy. – Nie macaj mnie – parsknął głośno.
Zacisnęłam zęby i szarpnęłam nim. Otworzyłam drzwi do domu i wepchnęłam go do środka.
Popatrzył na mnie i pociągnął na górę.
Zacisnęłam lekko wargi, ciągle za nim idąc. Gdy znaleźliśmy się na górze on otworzył drzwi do mojego pokoju, wepchnął mnie do środka i zamknął je na klucz.
Zamknął mnie w pokoju. Nie mogę nigdzie wyjść…

___________________________________________
Witam.
Co sądzicie o tym rozdziale?
Na 100% jest gorszy i krótszy od poprzedniego, ale... nie miałam zbytnio pomysłu, przepraszam.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

20 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ

OFICJALNY HASHTAG - #FakePL

Wasza @sweetiezialler x 

wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 1 "Spotkanie"

__________________________________________________________________________
Tori
                                                                                   
Wystukiwałam paznokciami rytm piosenki płynącej z moich słuchawek, lub telefonu, chyba ta druga wersja jest poprawniejsza, ale zostawmy to. Uwielbiam tą piosenkę, mojej ulubionej piosenkarki Cher Lloyd. Swagger Jagger. Uwielbiam wszystkie, ale nie wiem czemu tą i Oath najbardziej. Mam też wielu innych ulubionych wykonawców. Lubię muzykę, nie ukrywam, że od zawsze chciałam śpiewać, ale coś nie wypaliło i teraz jestem... kim ja jestem? Jestem Victoria Bush, ale każdy mówi do mnie Tori, nie wiem czemu, ale nie lubię mojego pełnego imienia, jest, nie wiem jakie, ale go nie lubię i już. Jestem Amerykanką, pochodzę z małego miasteczka w Kalifornii, mam młodszego brata o imieniu Brad, często się śmieją, że to Brad ten on Angeliny, ale ja uważam, że grubo się mylą, ponieważ on wcale nie przypomina tego mężczyzny. Mam też dwie kuzynki, Clarę i Ellę, które są bliźniaczkami i tak samo jak ja kochają jeden z zespołów, ale do tego dotrę później. Mój kuzyn Drake to prawdziwy wariat. Zawsze jak widzi jakiegoś chłopaka, obejmuje mnie i mówi, że jesteśmy razem, taa... chciałby. Mam wielu kuzynów, ale z większością nie utrzymuję stałego kontaktu, czemu sama nie wiem, ale już tak jest. 
Wracając do tematu tego zespołu, to chodzi o sławnych na całym świecie One Direction. Tsa, wszystkie dziewczyny piszczą, ślinią się, gwałcą plakaty... no przynajmniej te koleżanki moich kuzynek. One są podobne, tylko w tej ostatniej kwestii się nie wypowiem, bo nie wiem czy to robią, czy nie, ale mam nadzieję, że nie. Okropne. Wchodzisz do pokoju i widzisz jak twoja kuzynka... dobra, bo zwrócę kanapkę. 
Odbiegłam od tematu, ale ok. Więc. Ja, Ella i Clara jesteśmy fankami tego zespołu, każda z nas powinna mieć swojego ulubieńca, pech chciał, że każdej podoba się ten sam. Zayn. Tutaj dramatyczna muzyczka, ale darujmy sobie. Nie skaczemy sobie do gardeł z powodu Pana Bad Boya za dychę, ale dziewczyny zawsze piszczą, krzyczą i inne bzdety. 
Ja wygrałam debilny konkurs zorganizowany przez niejaki Modest!, na "dziewczynę" pana Malika. To durne, którzy normalni menadżerowie wybierają swoim podopiecznym dziewczyny? Co racja, trzeba go naprostować, ale bez przesady, udawana dziewczyna? Proszę was. Tak nisko chyba, jeszcze nigdy nie upadli. Te wszystkie rzeczy z Larrym i innymi, choć nie mówię, że to ich sprawa, bo teraz nie mogę. Podlegam im, jak kuźwa na złość, kiedy najbardziej chciałabym im to wygarnąć. Nie mogę, bo stracę moją nową robotę. Nikt nie wie, że wygrałam ten konkurs. Nikt nie wie, że coś takiego było, no może oprócz kilku wtajemniczonych dziewczyn, ale one są teraz za bardzo zdruzgotane tym, że przegrały z kimś takim jak ja i pewnie beczą w swoich pokojach, owinięte w różowy kocyk w misie, bo przegrały związek ze swoim idolem. Też bym się tak zachowywała, ale nie wiem czemu, wybrali mnie. Może to przez ten mój "cięty język", sądzą, że będę mogła go sobie ustawić. No, to kuszący pomysł. Twój idol robi wszystko to, czego chcesz, bo jak nie to... właśnie. Bo jak nie, to co mu zrobię? No nic mu nie zrobię, bo nie będę mogła.
Samolot wylądował. Wstałam szybko, chowając telefon do kieszeni, stanęłam na palcach i zdjęłam torbę. Wyjęłam jedną słuchawkę z ucha, nakładając sobie torbę na ramię, ruszyłam do wyjścia. Była cholerna kolejka i musiałam stać i tupać nogą, oraz oglądać siedzenia przez jakieś bite pięć minut, jak nie więcej. Gdy udało mi się wydostać z tej piekielnej maszyny, której nigdy nie używałam. Nigdy nie wyjeżdżałam poza granicę Stanów, a teraz jestem w Anglii. Będę tutaj mieszkać przez rok z moim aroganckim, wkurwiającym, irytującym i co ino, idolem. Wcześniej mogłabym skakać z radości, ale nie teraz.
On się zmienił, niestety. Każdy to widzi. Chyba nawet idiota, zauważy, że z wesołego chłopca w bejsbolówkach, z ciągłym, zaraźliwym uśmiechem na ustach, biegający po hotelach i rozwalający wszystko na swojej drodze chłopak, który chował się przed ochroniarzem, a jak ten go znalazł, razem z przyjacielem umiał go przycisnąć drzwiami i nie wpuścić do pokoju, ten chłopak, który ze spodniami osuniętymi tak, że wszyscy widzieli jego bokserki uciekał przed ochroniarzem, teraz zgasł…
Przez większość czasu widać zdjęcia z papierosem w ustach, ciągle zdenerwowany z zaciśniętą szczęką, chodzi pomiędzy ludźmi, odpychając wszystkich od siebie, swoją zabójczą aurą i postawą, która mówi „nie podchodź, bo dostaniesz w ryj”. Teraz chce zrobić z siebie Bad boy’a i seryjnego mordercę, żeby ukryć to jaki był wcześniej. Prawda, że ma teraz dwadzieścia jeden lat, ale to nie znaczy, że nie może nadal być słodkim chłopczykiem sprzed dwóch, lub trzech lat. Tylko to chodzi nie tylko o niego.
Media wymyślają, co jakiś czas nową plotkę. Pamiętam jak raz poszedł na miasto ze swoją starszą siostrą, później w plotkarskich gazetach były artykuły, że „Zayn Malik woli starsze”, „Czy gwiazdor One Direction, znalazł swoją miłość?” i inne bzdety, które jak tylko widziałam, miałam ochotę podpalić kiosk i tańczyć na jego zgliszczach.
Od czasu do czasu wyszukują jakiś zdjęć z nielegalnych wyścigów, lub walk organizowanych w jakiś szemranych ulicach stolicy Wielkiej Brytanii. Czasami chłopak na nich, przypomina Malika, ale w większości przypadków, to tylko podobizna, raz może zdarzyło się, że to rzeczywiście był on.
Potem pamiętam jaka była wojna na Twitterze, to tak zwana „drama”, która rozpoczęła się od tego, jak jedna laska napisała, że się z nim przespała i takie inne. No jak prawdziwa Zayn’s girl chciałam jej poderżnąć gardło, ale tylko wzięłam popcorn i usiadłam przed laptopem oglądając kolejny odcinek serialu „White Collar”.
Kiedyś wyciekły zdjęcia z jakiejś imprezy, na której rzekomo był nasz Pan Bad Boy, potem wszyscy się jarali palącym Malikiem, na kilku zdjęciach. Wiem, że nie powinnam, ale muszę przyznać, że wyglądał tam seksownie…
Założyłam ciemne okulary, czując jeszcze zimowe słońce na swojej twarzy. Okulary przeciwsłoneczne w zimie… Londyn się uśmieje, jak tylko zobaczy nowo przybyłą Tori Bush, Amerykankę z krwi i kości. My jesteśmy przyzwyczajeni do dodatnich temperatur powietrza w ziemie, dlatego wszędzie ze sobą je zabieramy, tak na wszelki wypadek.
Szłam po pasie startowym, wymijając liczne maszyny, stojące na uboczu, oglądając je z uwagą. Tyle osób przez ten czas ginęło w nich i to może dlatego nigdy nie chciałam nimi latać. Bałam się tych piekielnych maszyn, odkąd moja znajoma zginęła w jednej z katastrof lotniczych, nad Pacyfikiem.
Weszłam do hali przylotów, od razu odsuwając kurtkę, gdy ciepłe powietrze z licznych grzejników doleciało do mojej zimnej skóry. Na dworze był lekki mróz, ale to nic. Trzeba się hartować, zwłaszcza, że trzeba przeżyć rok w tym mieście.
Przeszłam przez liczne barierki i na szczęście żadna nie pisnęła. Uśmiechnęłam się pod nosem, idąc do poczekalni. Usiadłam na jednym z krzeseł, które były ze sobą połączone. Czuć było od nich nutkę cytrynowego środka do drewna. Przymknęłam oczy, wciągając ten dziwny zapach. Nigdy nie przepadałam za tym środkiem, ale przypominał mi teraz dom, a to mnie lekko odpręża.
Wizja tego, że przez większość roku nie będę w kontakcie z rodziną i przyjaciółmi, napawa mnie lękiem. Nie dam rady, udawać dziewczyny takiego idioty jakim jest Zayn, bez wcześniejszego wypłakania się przyjaciółce nawet przez takie coś jak Skype.
Tylko jeden problem… Kate nie wie, że jestem teraz dziewczyną sławnego na całej kuli ziemskiej chłopaka, stałam się łatwym celem do nienawiści, połowy ludzkiej rasy i takie inne duperele…
Słyszałam jak informowano o przylotach i odlotach różnych samolotów, rozważając możliwość wrócenia do domu. Dzisiaj jest 7 stycznia 2014 roku. Przez kolejne, równe dwanaście miesięcy będę mieszkać w domu, „pana” Malika, będę z nim jeść prawdopodobnie wszystkie posiłki, spędzać z nim większość dnia i mam nadzieję, że nie ucieknę po kilku dniach, spędzonych w tej klatce, zwanej jego domostwem.
Podobno jego willa jest, że tak powiem zajebista. Nikt nie widział jej wnętrza, jest dobrze ukryta. Ogólnie on ceni swoją prywatność. Mam nadzieję, że nie zamknie mnie w piwnicy o chlebie i wodzie, jeśli coś źle powiem w jakimś wywiadzie. Na przykład zdradzę, że śpi na prawym boku, w pozycji embrionalnej, ssąc kciuk. To by było słodkie, słodki, mały chłopiec, śpiący z misiem i kocykiem.
Usłyszałam, że zegar wybija południe. Tak jak było w umowie, o tej godzinie miałam być na lotnisku. Wstałam ze swojego już ciepłego i nawet wygodnego miejsca, poprawiając torbę na ramieniu, ruszyłam w kierunku obracanych drzwi. Zasunęłam kurtkę, prawie pod samą szyję i naciągnęłam kaptur na głowę.
Tuż przed budynkiem, pod małym daszkiem stał ubrany na czarno mężczyzna, trzymający w rękach tabliczkę z napisem „Witaj, Victorio!”. Wywróciłam oczami i miałam ochotę przyjebać mu w ryj, za to, że używa mojego pełnego imienia, choć… jak mi podpadnie, to może będę mogła wypróbować na nim, swój lewy sierpowy?
Uniosłam kącik ust, na samą tą myśl i ruszyłam w kierunku pana ochroniarza. To nie był ten ochroniarz, którego chciałam tutaj zobaczyć. Od zawsze lubiłam Paula i teraz bardzo chciałabym, żeby on mnie odebrał, ale były pogłoski, że skończył już swoją pracę z zespołem One Direction.
Pan Goryl skinął głową widząc mnie, na co odpowiedziałam lekkim mrugnięciem (sama nie wiem czemu). Poprowadził mnie do jednego z luksusowych samochodów stojących na parkingu przed lotniskiem. Ten nasz to był czarny Mercedes z przyciemnionymi szybami na tyłach. Powiem szczerze, mnie to nie przeszkadzało. Przynajmniej nikt nie będzie na mnie patrzył.
Podałam mu torbę, a on tylko popatrzył na mnie jak na jakąś idiotkę i otworzył bagażnik. Sama musiałam umieścić w niej bagaże, przy tym posyłając Panu Gorylowi złowrogie spojrzenie.
Był na tyle uprzejmy, że otworzył mi drzwi do samochodu i mogłam wsiąść do niego nie wszczynając przy tym niepotrzebnych kłótni.
Pomyślałam, że rozprawimy się później, jak już się z wszystkim dobrze ugadam.
Zajął miejsce za kierownicą i odpalił pojazd.

***

Stojąc przed drzwiami pokoju w którym miałam spotkać się z wszystkimi ludźmi z którymi mam pracować, włącznie z moimi idolami, nie wiedziałam co mam robić. Krzyczeć, piszczeć, czy normalnie stać, normalnie się zachowywać.
Po chwili ciszy usłyszeliśmy odpowiedź na nasze wcześniejsze pukanie.
Przełknęłam głośno ślinę, kiedy drzwi się otworzyły i zostałam wepchnięta do środka przez Pana Goryla.
Popatrzyłam na kanapę po prawej stronie pokoju. Siedziały tam cztery osoby. Niebieskooki blondyn, niebieskooki brunet, zielonooki brunet i kolejny brunet o sarnich oczach. Brakowało tylko tego jednego. Prawdopodobnie nie raczył się nawet tutaj zjawić.
Przy biurku przede mną siedzieli dwaj mężczyźni, a przed nimi stały dwa krzesła. To lekko przypominało mi urząd stanu cywilnego. To nie było dobre porównanie.
Odwróciłam się w moją lewą stronę i w ciemniejszej części pokoju zobaczyłam jasną plamkę i usłyszałam stukanie o ekran telefonu. Czyli jednak jest tutaj.
Westchnęłam przeciągle i przygryzłam lekko wargę, przymykając oczy.
- Nie gryź wargi – doleciało do mnie ciche mruknięcie skierowane do mojej osoby.
Wstrzymałam na chwilę oddech, kątem oka obserwując jak jego postać wyłania się z mroku i powoli do mnie podchodzi. Był taki jak zawsze na zdjęciach, plakatach, kubkach, wszędzie, właśnie. Wszędzie. Oni byli wszędzie i to mnie najbardziej przerażało, że ja jakiś czas jakieś dziewczyny będą nosić majtki z wizerunkiem mojego „chłopaka”.
Westchnęłam cicho gdy do moich nozdrzy doleciał zapach jego perfum wymieszanych z wonią papierosów. Zawsze zastanawiało mnie jak on pachnie, teraz mam dowód. Pachnie wspaniale, nawet sobie nie wyobrażałam, że tak może pachnieć, ale tak pachnie i Jezu, czemu ja ciągle używam tego słowa…
Obszedł mnie dookoła, wyraźnie czułam jego wzrok na sobie, na każdej części mojego ciała i nie mogłam się ruszyć, co było mało komfortowe. Chciałabym uciec, ale nie umiałam, stałam tam i czekałam aż skończy mnie okrążać.
Przystanął z mojej lewej strony i delikatnie opuszkiem palca przejechał po moim policzku, na co odruchowo przygryzłam wargę i przymknęłam oczy. Było jak w typowym fanfiction które czytałam z kuzynkami.
- To ona? – mruknął zapewne kierując spojrzenie na mężczyzn za biurkiem.
Poczułam dziwne ukłucie w brzuchu, bo wiedziałam, że chodzi mu o mnie.
- Tak, to ona – odparł jeden z mężczyzn. – Wygrała konkurs i teraz będzie twoją dziewczyną.
Poczułam jak wiatr uderzył w moją twarz, co oznaczało, że Malik szybko poruszył się w inną stronę. Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam, że stoi przy biurku z rękami umieszczonymi na nim i wpatruje się uparcie w mężczyzn.
- Jesteście pojebani, czy pojebani? Urządzać konkursy na to, kto będzie moją dziewczyną?! Powiem wam, że Modest! upadło niżej niż sądziłem – pokręcił lekko głową i kontynuował. – Nie mam zamiaru z nią przebywać, odeślijcie ją tam skąd przyszła.
Zamrugałam kilkakrotnie gdy dotarło do mnie, że traktuje mnie jak zwierzę. Jak zwykłą dziwkę, którą może odsyłać i przysyłać.
Zacisnęłam zęby, podeszłam do niego i nie zwracając na nic uwagi, wymierzyłam mu siarczysty policzek.
- Nie jestem dziwką, zwłaszcza twoją – syknęłam, wpatrując się w jego przepełnione złością oczy. – Nie wrócę do domu, to moja jedyna szansa, ale co ty możesz wiedzieć, wielki pan się znalazł, myślisz, że wszystko ci wolno? – uniosłam wyzywająco brew, na co złapał mnie za ramiona i lekko podniósł.
Widocznie zapomniał, że mam buty, kopnęłam go raz w kolano, ale że to mało dało, wycelowałam wyżej i nagle głośny jęk przeszył powietrze, gdy Malik upadł na kolana, chwytając się za kroczę. Zaśmiałam się pod nosem, choć moja pozycja była stracona, gdyż leżałam na podłodze, dość blisko niego. Podniósł na mnie wzrok, który dosłownie ciskał piorunami i wstał, celując we mnie pięścią, lecz zrobiłam udany unik. Gdy wstawałam, jedną rękę okręcił sobie wokół mojej talii i przyciągnął do siebie tak, że wylądowałam na jego kolanach. Byłam na niego cholernie wściekła, ale z trudem zahamowałam odruch przeczesania jego włosów i pocałowania go. Tak długo na to czekałam, a teraz siedziałam u niego na kolanach, wpatrując się w jego oczy i słuchając jak uspokaja lekko przyspieszony oddech.
- Sądzę, że do siebie pasują – mruknął jeden z mężczyzn za biurkiem, na co oboje popatrzyliśmy na niego. Czułam jak ciepły oddech Malika odbija się od mojego policzka, wywołując gęsią skórkę. – Oboje są siebie warci, widać, że dziewczyna jest twarda i może postawić go do pionu, po mniej więcej dwóch miesiącach pobytu z nim.
Prychnęłam pod nosem, kręcąc głową. – Skoro po dwóch miesiącach, to czemu mam z nim przebywać rok? – westchnęłam cicho gdy oddech chłopaka znalazł się na wysokości mojej szyi, ale szybko opamiętałam się i znów wymierzyłam mu policzek.
- Jest zadziorna, to prawda – odezwał się głos obok mnie, na co lekko zesztywniałam. – Ale wątpię, żeby ciągłym biciem jakoś mi pomogła, terapia wstrząsowa, czy chcesz się zabawić w Elenę z Greya? – zaśmiał się cicho, na co moje serce zareagowało szybciej niż ja.
Pospiesznie wstałam z jego kolan, wiedząc że całej sytuacji przyglądali się chłopcy z zespołu, Pan Goryl i zapewne jeszcze ktoś.
- Pani Robinson, mnie pasuje – znów się zaśmiał, lecz tym razem z lekką pogardą w głosie.
- To ile mam z nim być? – popatrzyłam na mężczyzn z zarządu (zapewne) siedzących za biurkiem.
- Począwszy od dzisiaj, do Nowego Roku 2015, panno Bush. Nie wymagamy od pani przebywania w towarzystwie pana Malika przez okrągły rok. Przysługuje pani prawo wyjazdu do rodzinnej Kalifornii na święta i uroczystości rodzinne. Pan Malik może, ale nie musi towarzyszyć pani w tych wyjazdach, o ile wcześniej skontaktuje to z nami. Przez pierwszy tydzień waszej znajomości, panna Bush nie może pojawiać się w obecności pana Malika, aż do oficjalnego pierwszego spotkania, które odbędzie się 14 stycznia bieżącego roku. W międzyczasie wypadają urodziny pana Malika, może pani uczestniczyć w przyjęciu jedynie za zgodą pana Malika. Tylko my zebrani w tym pokoju wiemy, że wasz związek to ustawka i tak ma pozostać. Panna Bush jest zobowiązana wykonywać wszystko czego zachce pan Malik, lecz przed wcześniejszym skonsultowaniem tego z nami. Oficjalne ogłoszenie waszego związku zaplanowane jest na luty bieżącego roku. Po upływie dwunastu miesięcy panna Bush musi porzucić wszelki kontakt z panem Malikiem i wrócić do Ameryki. My zajmiemy się historyjką jak doszło do zerwania. Panna Bush może powiadomić swoich bliskich o tym, że jest z panem Malikiem, ale dopiero w lutym bieżącego roku. Jakieś pytania? – zerknął na mnie i na Zayna, ale my staliśmy w kompletnym osłupieniu nadal próbując zrozumieć słowa, które padły pod naszym adresem. – Widzę, że nie. Proszę podpisać kontrakt i możecie jechać do domu – mężczyzna podał nam kartkę papieru i wskazał miejsce na podpisy. Malik jednak okazał się być dżentelmenem, lub udawał i przepuścił mnie, choć, może chciał popatrzeć na mój tyłek, bo byłam zbyt leniwa żeby usiąść, więc na stojąco podpisywałam papier. Podałam mu długopis, wysilając się na uśmiech, lecz jego twarz została niewzruszona, więc porzuciłam wszelkie chęci. Po podpisaniu dokumentów, mężczyźni schowali je do teczki i skinęli głową.
Ruszyliśmy do drzwi, które otworzył nam Pan Goryl. Wyszłam na korytarz, ciesząc się, że mięśniak nie idzie z nami, lecz po chwili pożałowałam tej radości, gdy zostałam dociśnięta do ściany.
- Masz być posłuszna, nie chcę znowu być pośmiewiskiem w zespole. Będą śmiać się, że dziewczyna mnie położyła. Nie waż się mnie dotknąć, inaczej wywalę cię z domu na zbity ryj i tyle będzie po naszej znajomości, rozumiesz? – wysyczał mi prosto w twarz, lekko plując przy tym.
- Tori – wyszeptałam, odchylając głowę i chroniąc się przed ciosem, który mógł nadejść.
- Co? – odsunął się lekko, lecz wsunął kolano pomiędzy moje nogi, tak wysoko, że nawet nie mogłabym przełożył nóg i uciec.
- Moje imię – posłałam mu lekki uśmiech, obserwując jak po kilku mrugnięciach złość opuszcza jego tęczówki. – Mam na imię Victoria, ale mówią na mnie…
Przerwało mi uderzenie w ścianę obok mojej głowy.
- Nie prosiłem o wykład jak masz na imię, szczerze to nic mnie nie obchodzi to kim jesteś, dla mnie zawsze będziesz nikim.
Westchnęłam cicho i spuściłam głowę, próbując jakoś zamaskować pieczenie w kącikach oczu. Nigdy nie spodziewałam się, że osoba dla której przestałam się ciąć, osoba dla której wstawałam i funkcjonowałam, nazwie mnie nikim. Przygryzłam wargę, co zwróciło jego uwagę. Złapał mój podbródek i podniósł go, sprawiając że patrzyłam prosto w jego oczy, ale obraz zamazywał się przez wodę wypełniającą moje. Co chwilę mrugałam, żeby je odpędzić, ale zamiast je odpędzić wywołałam jedną łzę spływającą po policzku.
Chciałam, żeby przez chwilę okazał się być tym Zaynem z opowiadań. Tym, który ocierał łzy dziewczyny, mocno ją przytulał i pocieszał, lecz on był sobą. Zniszczonym przez media chłopakiem, który miał gdzieś uczucia innych. Zabrał kolano i odsunął się, bez słowa ruszając do wyjścia. Odczekałam chwilę, starłam tą głupią łzę i powoli poszłam za nim, prawie wcale nie pragnąc tego, żeby mieć go przy sobie. Chciałam jedynie jakoś trafić do domu, a kazano mi jechać z nim.
Wyszłam na zimne powietrze, na tyłach budynku stał kolejny samochód, kolejny czarny Mercedes. W sumie, to chyba był ten sam, którym jechałam tutaj i teraz dotarło do mnie, że jechałam autem Malika.
Otworzył mi drzwi na tyły i gdy widział mój opór, prawie wepchnął mnie do środka, sprawiając, że wylądowałam na kanapie, zdążyłam podkulić nogi, kiedy zatrzasnął drzwi. Usiadł po drugiej stronie kanapy, blisko mojej głowy i znów wolałam tego Zayna z fanfiction, który gładził dziewczynę po włosach szepcząc czułe słówka. Zamiast tego pospiesznie usiadłam, wtulając się jak najbardziej tylko mogłam w kanapę, najdalej od niego. Po chwili dołączył do nas Pan Goryl, usiadł za kierownicą i ruszył.
- Mogę spytać czemu płakałaś? – te słowa wyrwały mnie z zamyślenia.
Pan Goryl wpatrywał się we mnie w lusterku i wiedziałam, że to on wypowiedział te słowa.
- Widział pan? – szepnęłam, odruchowo podnosząc dłoń do policzka.
- Tak, dlaczego płakałaś? – zerknęłam na Malika, ale on tylko siedział, wpatrując się w okno i zaciskając zęby, błądził palcami po szybie.
- Nieważne – mruknęłam, zabierając dłoń z kanapy, obok której leżała ręka Malika.
Nie mogłam znieść myśli, że za chwile może jej coś zrobić, ale wiedziałam, że Pan Goryl siedzi tutaj z nami i wszystko jest dobrze.
- Przepraszam, jak ma pan na imię? – przechyliłam lekko głowę, zwracając się do kierowcy.
- Logan – odmruknął kierowca.
Jego imię przyprawiło mnie o śmiech, ale w sumie jest fajne, czego ja chcę? Pasuje do niego.

***

Dom Malika był wielki, znacznie większy niż sobie wyobrażałam, ale był też przestronny i w środku urządzony tak ładnie, że aż dech w piersiach zapierało.
- Kto urządzał? – rozejrzałam się i spojrzałam na chłopaka.
- Co cię to? – odparował, unosząc wysoko brwi.
- Nic, przepraszam – pokręciłam głową, opierając torby o ścianę na korytarzu. – Możesz pokazać mi mój pokój?
- Zaraz, najpierw kilka zasad – skrzyżował ręce, wpatrując się we mnie. – Po pierwsze. Zakaz wychodzenia z pokoju od dwudziestej do dziesiątej rano, zrozumiano? Po drugie. Masz nie wchodzić do mojego pokoju, chyba że dostaniesz na to zgodę. Po trzecie. Zakaz dochodzenia do okien, nikt nie może cię tutaj zobaczyć. Po czwarte. Nie wolno ci rozmawiać z dziewczynami, które tutaj będą.
- Będziesz przyprowadzał inne? – odkaszlnęłam, aby mój głos brzmiał naturalniej.
- Tak, to mój dom, a udawany związek niczego nie zmienia – wzruszył ramionami, opierając się o ścianę.
- Nawet jak oficjalnie będziemy razem? – zamrugałam kilkakrotnie, wpatrując się w niego.
- Słonko. My nigdy nie będziemy razem. Zapamiętaj, że to jest ustawka. Mam swoje życie i w nim nie ma miejsca dla ciebie i twoich dziwnych marzeń.
Pokiwałam lekko głową i wzięłam torby.
- To zaprowadzisz mnie do pokoju?
Westchnął przeciągle i z największym możliwym obrzydzeniem złapał mnie za ramię i szarpnął, ciągnąc na górę.
Wpatrywałam się tępo w schody, próbując nie nadepnąć na nic co się po nich walało.
- Masz sprzątaczkę? – podniosłam na niego wzrok.
- Przestań gadać, mam już cię dość, zrozum – odparował, wpychając mnie do pokoju w którym spędzę najbliższy rok.
Był ładny, to trzeba przyznać, ale nie teraz.
- Masz tu siedzieć i być cicho, zrozumiano? – syknął na mnie, na co pokiwałam głową. – Do kiedyś.
Zaśmiał się pod nosem, zamykając drzwi. Słyszałam tylko oddalające się kroki, potem pukanie do drzwi, a później zasnęłam wtulona w poduszki.

 _________________________________________
Przepraszam za problemy, ale zepsułam sobie post i musiałam od nowa go publikować...

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

20 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ

OFICJALNY HASHTAG - #FakePL

Wasza @sweetiezialler 

środa, 5 marca 2014

Wprowadzenie

To historia jak z bajki, która dziewczyna o tym nie marzy?
Każda z nas ma idola, prawda? Każda z nas marzy, o spotkaniu go, przytuleniu, wypłakaniu się na jego ramieniu, lecz rzadko kiedy to marzenie ma prawo się spełnić.
Tori Bush jest taka jak my. Również ma idoli - zespół One Direction.
Pewnego dnia menadżerowie zespołu organizują nietypowy konkurs i nasza bohaterka się zgłasza...

Po wygraniu owego konkursu już nic nie jest takie jakie było.
Tori ma za zadanie udawać przez rok dziewczynę jednego z członków zespołu.
Wszyscy chcą mu pomóc, niestety bezskutecznie.
Dziewczyna ma dość już po pierwszym dniu spędzonym w jego domu, ale przyciąga ją jej marzenie.
On jest jej ulubieńcem, zawsze chciała z nim być, teraz jej marzenie się spełnia.
Niestety, nie tak jak ona tego chciała.

Zayn się zmienił.
Z wesołego chłopca w bejsbolówkach zamienił się w bezwzględnego bad boya, któremu świat przysłania alkohol, ciągłe zabawy, bójki i inne używki.
Media zrobiły z niego potwora, on uwierzył im na tyle, że stał się takim, jakim chcieli, by był.
Bezwzględny potwór, czy uwięziony chłopak, jaki jest w rzeczywistości?

Ich pierwsze spotkanie kończy się kłótnią, tak samo jak każda wymiana zdań, prowadzona przez większość ich znajomości.
Ona jest jego utrapieniem, a on jej marzeniem.
Oboje muszą się czegoś nauczyć.
Tori musi nauczyć się żyć, tak jak Zayn. Ciągłe wyjazdy, telefony, wywiady, dziennikarze, paparazzi, zdjęcia, koncerty, występy, nie masz na nic czasu, często nawet nie możesz spać dłużej niż 10 minut na cały dzień.
Zayn musi nauczyć sie bycia w związku i traktowania drugiej osoby z należytym jej szacunkiem. Musi odnaleźć w sobie, choć część dawnego siebie i okazać się tym lepszym.

Na dobre poznanie siebie mają rok.
Co się stanie, jeśli przez ten okres czasu, oni zakochają się i nie będą widzieli świata poza sobą?
Rozstanie będzie trudne...
Dadzą radę się w sobie nie zakochać?